Dziś trochę taki luzacki post. Oglądajcie i komentujcie. Może macie swoje zdjęcia, chętnie je zobaczę.
Zapraszam do komentowania.
poniedziałek, 12 marca 2018
poniedziałek, 5 marca 2018
Dziś polecam
Dziś polecam danie na bardzo szybki obiad. Zrobicie go dosłownie w 20 minut.
Co nam będzie potrzebne?
Makaron typu penne
Mrożony szpinak rozdrobniony
Pierś z kurczaka
Serek typu mascarpone
Pieprz czarny mielony
Sól
Olej
Oczywiście ilość składników dobieramy w zależności od ilości osób.
Piersi myjemy, osuszamy i kroimy w kostkę. Podsmażamy na patelni około 5 minut ciągle mieszając.
Następnie wkładamy kostkę z piersi do garnka, na tej samej patelni dusimy szpinak około 5 minut, dodajemy serek mascarpone, pieprz, sól. Jeszcze chwilę dusimy. Następnie łączymy z kurczakiem, mieszamy wszystko dokładnie.
Gotujemy makaron penne. Gorący wykładamy na talerz i polewamy sosem ze szpinaku i kurczaka.
Prawda, że szybki obiad, a jaki smaczny.
Smacznego
Co nam będzie potrzebne?
Makaron typu penne
Mrożony szpinak rozdrobniony
Pierś z kurczaka
Serek typu mascarpone
Pieprz czarny mielony
Sól
Olej
Oczywiście ilość składników dobieramy w zależności od ilości osób.
Piersi myjemy, osuszamy i kroimy w kostkę. Podsmażamy na patelni około 5 minut ciągle mieszając.
Następnie wkładamy kostkę z piersi do garnka, na tej samej patelni dusimy szpinak około 5 minut, dodajemy serek mascarpone, pieprz, sól. Jeszcze chwilę dusimy. Następnie łączymy z kurczakiem, mieszamy wszystko dokładnie.
Gotujemy makaron penne. Gorący wykładamy na talerz i polewamy sosem ze szpinaku i kurczaka.
Prawda, że szybki obiad, a jaki smaczny.
Smacznego
niedziela, 4 marca 2018
O moim minimalizmie
Trudno jest się przestawić na minimalizm z pozycji osoby która wszystko ma co tylko zechce. Wydaje mi się, że jest to wielki szok dla niej. Wyobraźcie sobie np. taką sytuację: kobieta w wieku 40 lat, nigdy nie pracowała zawodowo- była na utrzymaniu męża/ mąż biznesmen/, prowadzenie domu powierzała od zawsze gosposi. Nagle musi sama zadbać o dom, ugotować, posprzątać, uprać, zrobić zakupy , a i w portfelu niewiele ma. Jak to zrobić?
No właśnie jak to zrobić? Trzeba nieźle kombinować aby tego dokonać, ale jest to możliwe do wykonania.
Otóż na początek można ograniczyć wydatki. Nie oszukujmy się, ogromną część naszych dochodów pożerają wydatki zrobione pod wpływem chwili. Jestem z koleżanką na zakupach, koleżanka dostała od teściowej kasę i postanowiła sobie kupić jakiś ciuch. Co? Ja mam być gorsza, też go sobie kupię. Nie ważne, że jest nie w moim stylu. Kupię go i koniec.
I tak jeden zakup, drugi, a ciuszki leżą w szafie zapomniane. Po jakimś czasie zasilą pojemniki z odzieżą dla ubogich.
Filozofia postrzegania minimalizmu w/g mnie polega na tym , że jesteśmy w stanie bardzo szybko ocenić czy dana rzecz jest nam niezbędna i czy możemy się bez niej obejść.
A obejść możemy się bez wielu rzeczy. Coś co wydaje się nam potrzebne dzisiaj, jutro już nie będz
ie spełniało naszych oczekiwań i nie będzie nam potrzebne.
Ale wróćmy do moich korzeni minimalizmu.
Brałam w nim czynny udział nawet nie będąc tego świadoma. Urodziłam się w rodzinie, w której rodzice bardzo kochali swoje dzieci, dbali o nie i starali się im zapewnić jak najlepsze życie. I takie miałam, dzieciństwo było cudowne, beztroskie i mogłoby trwać wiecznie.
Ale w naszej rodzinie się nie przelewało, od dziecka byłam uczona, że o wszystko trzeba dbać i kasza manna z nieba sama nie spadnie. Zabawek miałam mało, jedna lalka, misiek, książeczki do czytania, kredki, farby, kartony do rysowania. To wszystko. Ale ile te rzeczy wyzwalały we mnie kreatywności do zabawy. Z mamą szyliśmy ubranka dla lalki i misia, a kiedy nauczyłam się robić na szydełku dziergałam im czapki, szaliki i sweterki. To było cudowne doświadczenie.
Latem z rodzicami chodziliśmy do lasu na jagody, maliny, poziomki, które potem mama przerabiała na dżemy i soki. Nigdy nie kupowała ich w sklepie. Mieliśmy babcię na wsi, więc wszystkie wakacje tam spędzaliśmy i nie oddałabym tych wakacji za żadne inne wyjazdy.
Ubrania przechodziły ze starszego rodzeństwa na młodsze i nikt nie robił z tego powodu problemu, taka była moda.
Telewizor u nas w domu pojawił się dopiero w 1970 roku. Dzieci mogły obejrzeć tylko dobranockę o godz. 20.00 a potem trzeba było iść bez marudzenia.
Niewiele było nam potrzebne do życia, nie mieliśmy komputerów, gier, tabletów i wielu innych możliwości jakie mają teraz dzieci, ale i tak byliśmy szczęśliwi.
Minimalizm z tamtych czasów był trochę wymuszony z powodu braku funduszy, ale nigdy nie czułam się z tego powodu gorsza. Rodzice uczyli nas, że nie każdy człowiek musi być taki sam. Jeden ma dużo pieniędzy i nie umie nimi gospodarować a drugi mimo, że ma ich mało potrafi po przez swoje zabiegi stworzyć sobie dostatnie życie.
W dorosłym życiu również stosuję minimalizm, ale o tym może w następnym wpisie.
No właśnie jak to zrobić? Trzeba nieźle kombinować aby tego dokonać, ale jest to możliwe do wykonania.
Otóż na początek można ograniczyć wydatki. Nie oszukujmy się, ogromną część naszych dochodów pożerają wydatki zrobione pod wpływem chwili. Jestem z koleżanką na zakupach, koleżanka dostała od teściowej kasę i postanowiła sobie kupić jakiś ciuch. Co? Ja mam być gorsza, też go sobie kupię. Nie ważne, że jest nie w moim stylu. Kupię go i koniec.
I tak jeden zakup, drugi, a ciuszki leżą w szafie zapomniane. Po jakimś czasie zasilą pojemniki z odzieżą dla ubogich.
Filozofia postrzegania minimalizmu w/g mnie polega na tym , że jesteśmy w stanie bardzo szybko ocenić czy dana rzecz jest nam niezbędna i czy możemy się bez niej obejść.
A obejść możemy się bez wielu rzeczy. Coś co wydaje się nam potrzebne dzisiaj, jutro już nie będz
Ale wróćmy do moich korzeni minimalizmu.
Brałam w nim czynny udział nawet nie będąc tego świadoma. Urodziłam się w rodzinie, w której rodzice bardzo kochali swoje dzieci, dbali o nie i starali się im zapewnić jak najlepsze życie. I takie miałam, dzieciństwo było cudowne, beztroskie i mogłoby trwać wiecznie.
Ale w naszej rodzinie się nie przelewało, od dziecka byłam uczona, że o wszystko trzeba dbać i kasza manna z nieba sama nie spadnie. Zabawek miałam mało, jedna lalka, misiek, książeczki do czytania, kredki, farby, kartony do rysowania. To wszystko. Ale ile te rzeczy wyzwalały we mnie kreatywności do zabawy. Z mamą szyliśmy ubranka dla lalki i misia, a kiedy nauczyłam się robić na szydełku dziergałam im czapki, szaliki i sweterki. To było cudowne doświadczenie.
Latem z rodzicami chodziliśmy do lasu na jagody, maliny, poziomki, które potem mama przerabiała na dżemy i soki. Nigdy nie kupowała ich w sklepie. Mieliśmy babcię na wsi, więc wszystkie wakacje tam spędzaliśmy i nie oddałabym tych wakacji za żadne inne wyjazdy.
Ubrania przechodziły ze starszego rodzeństwa na młodsze i nikt nie robił z tego powodu problemu, taka była moda.
Telewizor u nas w domu pojawił się dopiero w 1970 roku. Dzieci mogły obejrzeć tylko dobranockę o godz. 20.00 a potem trzeba było iść bez marudzenia.
Niewiele było nam potrzebne do życia, nie mieliśmy komputerów, gier, tabletów i wielu innych możliwości jakie mają teraz dzieci, ale i tak byliśmy szczęśliwi.
Minimalizm z tamtych czasów był trochę wymuszony z powodu braku funduszy, ale nigdy nie czułam się z tego powodu gorsza. Rodzice uczyli nas, że nie każdy człowiek musi być taki sam. Jeden ma dużo pieniędzy i nie umie nimi gospodarować a drugi mimo, że ma ich mało potrafi po przez swoje zabiegi stworzyć sobie dostatnie życie.
W dorosłym życiu również stosuję minimalizm, ale o tym może w następnym wpisie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)